„Grupa Antillanca – grupa bazaltowo-andezytowych stożków scorii, maarów i małych stratowulkanów znajdująca się 98 km od miejscowości Osorno, na wschodnim brzegu jeziora Rupanco w Narodowym Parku Puyehue . Ze wszystkich wulkanów najbardziej wyróżnia się Casablanca (2240 metrów, jej erupcje miały miejsce 2910 i 2260 lat temu). Starsze i mocno zerodowane stratowulkany to Sarnoso i Fiucha. W skład grupy wchodzą także gorące źródła Aguas Calentes i Puyehue oraz Jeziora Rupanco i Puyehue. Całość obejmuje 380km². Kompleks znajduje się w sąsiedztwie takich wulkanów jak Puyehue, Cordón Caulle, Puntiagudo i Osorno”
„Ośrodek narciarski Antillanca to miejsce usytuowane u podnóża wulkanu Casablanca. Centrum rozciąga się pomiędzy wysokościami 1040m do 1540m – wzgórze Hauque. Ośrodek posiada łącznie 17 oznakowanych szlaków o różnych stopniach trudności. Najdłuższy szlak ma długość 2800 metrów. Ośrodek dysponuje również 45 pokojami hotelowymi oraz 85 pokojami w schroniskach. W okresie letnim staje się centrum trekkingowym i kolarstwa górskiego„
Ostatnio spotkała nas bardzo miło niespodzianka. Cała administracja firmy Fiordo Austral, w której pracuje „M”, została zaproszona razem z osobami towarzyszącymi na weekend w ośrodku Antillanca. Taka mała rekompensata dla pracowników za nadgodziny i podziękowanie za to że firma wyrobiła już swój plan w kwietniu! Szefem całej imprezy był jeden z właścicieli FA, który jest także dyrektorem ośrodka.
Centrum Antillanca znajduje się niedaleko granicy z Argentyną. Z Puerto Montt jechaliśmy ok. 3 godzin. Większość czasu spędziliśmy jadąc autostradą nr 5 – Autostrada Panamerykańska.
…a później w mieście Osorno skręciliśmy na drogę nr 215 i od celu dzieliło nas już „tylko” 98 km.
Po drodze można zobaczyć m.in Jezioro Peyehue oraz Resort Peyehue z gorącymi źródłami.
Ok. 20 km przed centrum kończy się droga asfaltowa i zaczyna istny żwirowy horror. Dostarczono nam nieco dodatkowej „rozrywki”. A wyglądało to mniej więcej tak..

Ale po drodze można podziwiać..
Jezioro Espejo
Rzeka Nauto
Rzeka Pescadero
Jezioro Toro
oraz drzewa, drzewa i jeszcze raz drzewa…
Hotel Antillanca robi niesamowite wrażenie, – głównie ze względu na naturę, która go otacza – ale nie zmienia to faktu, że 100.000 CLP (ok.600 zł) za noc za pokój dwuosobowy jest ceną dla mnie nieziemską – obok znajduje się schronisko z tym samym widokiem już za 45.000 CLP.
Widok z parkingu hotelowego
Hotel
Zaraz po przydzieleniu pokoi wszyscy uczestnicy zostali zaproszeni do refugio na pisco sour, piwo albo innego rodzaju „soczki”.
Trzeba było się jednak do niego najpierw dostać.. a wyglądało to tak..
Refugio okazało się małym przytulnym, ciepłym miejscem
Ponieważ z refugio można dostać się także do krateru Raihuén, wybraliśmy się na krótki (ok.20 min.) spacer.
Krater Raihuén
O godz. 21.30. w hotelu czekał na nas uroczysty obiad i tańce. My postanowiliśmy, że jak już jesteśmy w tak pięknym miejscu to wybierzemy się z rana w góry, także jak grzeczne dzieci poszliśmy spać nieco wcześniej… 😉
One comment
Pingback: Pewnego Razu w Chile » Antillanca cz.II – Magiczne wulkany Regionu Los Lagos